Etna, Z mojej twórczości, Śladami moich przodków, Kontakt, Sprawy Polaków, Ciekawostki z Sycylii

sobota, 20 października 2012

Wojciech Kudyba „Rospo (Un animale poetico)”

Wiersz ten ukazał się w książce "Tyszowce i inne miasta" Wojciecha Kudyby wydanej w Sopocie w 2005 r. na str. 26.
 
Autor: Wojciech Kudyba

Zwierzę poetyckie. Ropucha

Tamtego popołudnia w upalnym ogrodzie,
Za ogrodzeniem sadu, który w tle miał kościół,
Pod krzakiem malin, jakby zapowiadała
Co się z nami stanie: chropawa, w depresji
Z długim, giętkim językiem, manią prześladowczą,
Gotowa opluć,
Wielka, szara, naga.

Byliśmy dziećmi, świat jeszcze był świętem
Nieśliśmy ją w procesji, drogą wśród mchów i zawodzeń,
Składaliśmy ostrożnie na ścieżce, podsuwaliśmy muchy,
Nie chciała jednak ofiar, wolno kicała przed siebie,
Samotnie unosząc swoją gorzką wiedzę
Na czterech łapach.

Nikt nie przypuszczał,
Że kiedyś jeszcze będzie mógł ją spotkać
W tym miejscu – tam gdzie tak chętnie lubiła się chować –
Z drugiej strony miasta,
Pod korzeniami traw, w rogu cmentarza.


Tłumaczenie na język włoski: Bożena Zofia Kachel
 
Rospo (Un animale poetico)

Quel pomeriggio, nel giardino torrido,
Dietro il recinto del frutteto sul cui sfondo c’era una chiesa,
Sotto il cespuglio di lamponi, come ad annunciare
Cosa ci stava per accadere: rozzo, in depressione,  
Con la lingua lunga e sciolta, la mania di persecuzione,
Pronto a sparlare, 
Grosso, grigio, nudo.   

Eravamo bambini, quando il mondo era ancora una festa  
Lo portavamo in processione, lungo la strada tra muschio e ululati,   
Lo posavamo delicatamente sul sentiero, gli porgevamo le mosche,  
Nonostante non volesse vittime, lentamente ci saltellava davanti
Da solo inalberando il suo amaro sapere
A quattro zampe.

Nessuno prevedeva, 
Che un giorno avrebbe potuto incontrarlo
In quel luogo – là dove così volentieri amava nascondersi –
Dall’altra parte della città,
Sotto le radici dell’erba, in un angolo del cimitero. 

niedziela, 14 października 2012

Spotkanie

W drugą rocznicę śmierci Annie Jurasz, która dla wielu z nas była koleżanką, aktywnym członkiem Zarządu Związku Polaków we Włoszech oraz znaną dziennikarką i redaktor naczelną Biuletynu Informacyjnego „Polonia Włoska”, dedykuję ten wiersz.

Spotkanie

Aniu,
znałyśmy się tylko przez telefon i z fotografii.
Tej, której nigdy mi nie dałaś.
Słuchając twego głosu cieszyłam się
i marzyłam –
z pewnością kiedyś się spotkamy – koleżanko, Polko…

Aniu,
jeden cel nam przyświecał,
choć kilometry nas dzieliły.
Los zrządził jednak inaczej…
Moje marzenia! – nie spełniły się.

Zbyt wcześnie odeszłaś i to już na zawsze.
Lecz…
Kto wie?
Może w innym życiu spotkamy się?...

piątek, 5 października 2012

Wywiad z polskim poetą

A w nim o Wisławie Szymborskiej i innych pisarzach.

Z Wojciechem Kudybą rozmawia Bożena Zofia Kachel

Na zdjęciu: Wojciech Kudyba
Fot. Bożena Zofia Kachel

Wojciech Kudyba (ur. 1965 r. w Tomaszowie Lubelskim), profesor nadzwyczajny w Katedrze Literatury Współczesnej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i wykładowca Studium Literacko-Artystycznego UJ, poeta, eseista, krytyk i historyk literatury, członek krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Warszawskiego Gremium Partnerskiego KAAD, a także współpracownik Komisji Języka Religijnego PAN. Jest laureatem konkursów poetyckich (m.in. R.M. Rilkego w Sopocie i K.I. Gałczyńskiego w Praniu) oraz nagrody Fundacji im. J.S. Pasierba (2005, 2007). Ostatnia jego publikacja to Wiersze wobec Innego, Sopot 2012.
Szanowny Panie Wojciechu, z ogromną satysfakcją wspominam ubiegłoroczny Festiwal Poezji w Kutnie i okazję poznania wielu polskich poetów, a wśród nich Pana. Znalezienie się w gronie twórców współczesnej literatury polskiej, jeszcze bardziej niż do tej pory, rozbudziło we mnie zamiłowanie do pisania oraz chęć utrzymywania żywego kontaktu z polskim środowiskiem literackim. Wciąż staram się być aktywna literacko, pisze wiersze, opowiadania, artykuły itp. I jest mi bardzo miło, że (dosłownie w 1. rocznicę naszego przypadkowego poznania się) mieliśmy okazję spotkać się znowu, by móc porozmawiać o naszych wspólnych zamiłowaniach poetyckich i polskich pisarzach.

Wiem, że w języku włoskim opisał Pan swoje spotkanie ze zmarłą w tym roku polską poetką uhonorowaną literacką Nagrodą Nobla, Wisławą Szymborską. Czy było to jedyne spotkanie Pana z Noblistką, czy jedno z wielu? Mógłby Pan łaskawie przytoczyć swoje najmilsze wspomnienie ze spotkania z Wisławą Szymborską oraz to, czym jako poetka zafascynowała Pana najbardziej?

Takich spotkań się nie zapomina. Nie było ich zresztą zbyt wiele, najbardziej pamiętam pierwsze. W 1992 r. poetka mieszkała jeszcze w szarym bloku z widokiem na zaniedbane podwórko, ja byłem zaraz po studiach, skorzystałem z okazji, że moja dyrektorka była przyjaciółką poetki i wzięła mnie ze sobą. Na ósme piętro jechało się skrzypiącą windą. Usiedliśmy w pokoju gościnnym, przy małym stoliku, na którym stała już kawa. Po prawej stronie, pod ścianą było duże biurko, na którym leżała szyba. Pod szybę ktoś powtykał małe skrawki papieru, zapisane drobnym, nierównym pismem. Najbardziej prywatna przestrzeń pisarza – jego notatki, zapiski, z których rodzą się wiersze. Tak pomyślałem. Kiedy poetka wyszła na chwilę do kuchni, kilka z nich udało mi się odczytać. „Marmoladowy giermek”, „Paź złotopłowy”, „Blada księżniczka”, „Ciężki król”. Wstałem od stołu z uczuciem konsternacji. Wspomnienia z dzieciństwa? Spis bohaterów baśni? Nasza rozmowa zaczęła się właśnie od tego - od objaśnienia świata pod szkłem. „Wie Pan, bezdomne koty nie mają imion, a ja muszę je jakoś zawołać, zanim dam im jeść. Przychodzi ich coraz więcej, są bardzo różne. Boję się, że o którymś zapomnę. Dlatego zapisuję. Muszą się jakoś nazywać.” To właśnie mnie w poetce zafascynowało najbardziej – troska o codzienne sprawy, o zaniedbane koty i mnóstwo innych rzeczy, na które nie zwracamy uwagi. „Czy jest Pan poetą? – zapytała Wisława Szymborska. „Tak” - odpowiedziałem. Wyjęła wtedy spod łóżka tom Ludzie na moście i napisała dedykację „Panu Wojciechowi Kudybie (Poeta!) – bardzo serdecznie – Wisława Szymborska”. A na koniec powiedziała. „Jeśli jest Pan poetą, to z czasem zrozumie Pan, jak ważne jest to, co inne”.

Na łamach prasy można spotkać określenie dotyczące W. Szymborskiej – „…to Poetka od „rzeczy nieważnych, które są ważne”.” Czy Pan podziela takie zdanie o Poetce?

To trafna formuła. Julian Przyboś powiedział kiedyś o swej młodszej koleżance, że w swoich wierszach jest krótkowidzem: dostrzega przede wszystkim to, co znajduje się najbliżej. Kiedy przyjrzymy się obrazom, jakie pojawiają się w poezji Wisławy Szymborskiej, to prędzej czy później sami dojdziemy do podobnych wniosków. Poetka prawie nigdy nie stara się przedstawiać czegoś, co znajduje się w oddali, najczęściej opisuje drobne przedmioty, małe zwierzęta  - jednym słowem: to co widzi się z bliska. Bliskość ta ma zresztą także inny wymiar – emocjonalny. Szymborska jest poetką codzienności – poetką zwykłych spraw i zdarzeń. Dochodzimy w ten sposób do paradoksu, który Pani przywołała. Z punktu widzenia kogoś obcego, niewrażliwego przedmioty, którymi wypełniamy nasz pokój, nie mają zbyt wielkiego znaczenia, a sprawy, które się w nim dzieją są tak małe, że nie warto na nie zwracać uwagi. Dla nas jednak to są rzeczy absolutnie najważniejsze i sprawy o podstawowym znaczeniu, bo właśnie z nich składa się nasze życie – innego na razie nie mamy.

Niektóre utwory W. Szymborskiej są bardzo ironiczne. Czy wg Pana „ironia” była towarzyszką Jej życia?

W Europie Zachodniej opisuje się współczesną polską poezję jako dość spójny nurt „ironicznych moralistów”. Oprócz Szymborskiej umieszcza się w nim Różewicza, Herberta, Miłosza. Myślę, że słusznie. U nich wszystkich ironia jest sposobem budowania dystansu, formą ocalania własnej suwerenności. Każdy z tych poetów rozumie ją jednak trochę inaczej. Myślę, że u Szymborskiej chodzi o obronę tego, co zwyczajne, pojedyncze, prywatne. Jej postawa nie jest sarkastyczna, zjadliwa, lecz raczej łagodna, nieustannie towarzyszy jej rodzaj ciepłego uśmiechu nad głupotą wielkich ideologii… Mam wrażenie, że poetka wykreowała w swej twórczości specjalny typ bohatera – jest to ktoś zwykły, przeciętny. Ale to właśnie on jest u niej mądrzejszy niż filozofowie, ideolodzy, politycy. To trochę tak, jakby poetka mówiła: „mądrość jest w twoim domu, nie pozwól, by inni narzucili Ci swój sposób myślenia”.

W. Szymborska nie znosiła „patosu”. A Pan, jak Pan odnosi się do patosu? Czy wiersze trzeba czytać „na kolanach”?

Nie, na pewno nie. Poetka nie znosiła „postawy uniżonej” wobec wiersza i wobec siebie. Dlatego tak często żartowała zarówno ze świata, jak i własnej poezji i samej siebie. Uważała, że patos jest wyrazem pychy. Według niej patosem posługują się przede wszystkim politycy, różni „zbawiacze”, którzy mają gotową receptę na uszczęśliwienie ludzkości, pod warunkiem, że oddamy im władzę nad naszym życiem. A potem wychodzą z tego same nieszczęścia. W tym sensie patos zawsze budził w niej niepokój – czy przypadkiem nie kryje się za nim jakaś obietnica fałszywego raju. Przyznam, że mój stosunek do patosu jest bardziej złożony. Nie byłem zarażony socrealizmem, słabo pamiętam okres komunizmu w Polsce. Jestem uwikłany we współczesną polszczyznę, w której panuje moda na prostactwo i wulgarność. Jest we mnie silny bunt przeciwko tym tendencjom. Uważam, że źle by się stało, gdyby zepchnięto język Kochanowskiego i Mickiewicza do rynsztoka. Bliska mi jest estetyka groteski, która potrafi łączyć śmiech i strach, powagę i humor, patos i zwyczajność.

Wisława Szymborska wielokrotnie odwiedziła Włochy. Pan też. Proszę mi opowiedzieć, co skłoniło Pana do tych wyjazdów? W jakich miejscowościach Pan przebywał oraz czy Pana poezja była już tłumaczona na język włoski?

Włochy to dla mnie kraj szczególny. Pierwszy mój wyjazd zagraniczny to była właśnie podróż do Włoch w grudniu 1986r. Wyjechaliśmy z chórem akademickim KUL w tournée artystyczne. Śpiewaliśmy w Rzymie i mieliśmy dużo koncertów na Sycylii. Nowy Rok spędzaliśmy na promie z Messyny do Reggio. Wszystko dokładnie pamiętam, bo właśnie wtedy oświadczyłem się mojej żonie… W moich podróżach do Włoch od początku splatały się trzy wątki i tak zostało do dziś – wątek osobisty, wątek przeżywania głębokiego kontaktu z kulturą i wątek kontaktu z naturą. Tak jakoś się stało, że w podróży poślubnej byliśmy właśnie we Włoszech, ale chyba dość nietypowo. Najpierw przez tydzień wspinaliśmy się w Dolomitach, a potem tydzień włóczyliśmy się po Wenecji. I tak w naszym podróżowaniu już zostało: nieźle poznaliśmy włoski Tyrol, ale także całkiem spory kawałek, Toskanii i Umbrii oraz Rzym. W tym roku miałem wykłady w Genui, więc dorzuciliśmy jeszcze Ligurię. Sporo jeszcze przed nami, jesteśmy zakochani w Italii. Italia jest częścią naszej miłości. Na razie nie przełożyło się to na sukcesy literackie w tym kraju, nie miałem do tej pory tłumaczeń, ale nie przestaję wierzyć, że jeszcze kiedyś się to zmieni…