Wstępowanie
Wstępując do Tyszowiec – w pośpiechu, w
widzenia
Zawsze tak, jakby się odwiedzało
niewielką
Krainę Wszystkich Świętych, jeżdżenie
na święta
Do Częstochowy, Grabarki, do
Jerozolimy:
Najpierw Zamość, Tomaszów, smak dymu,
chłód wody
Długie słuchanie wiatru, języka doliny
Potem tylko dukt drogi, stukot deszczu
o dach
Pismo, które nie kłamie – podnosi się
wieża
I słychać dawne dzwony, to jest:
zaproszenie
Gdy wschodzi blask i ścieżką biegnie
obietnica.
Jak zwykle o tej porze wszędzie pełno
wron
Należy się spieszyć. Być może jest
tylko to:
Niecierpliwa wędrówka do Świętego
Miasta,
Śpiewanie, wstępowanie, długie, jasne
bramy
Rozmowy z guślarzami, mroczny ogień wódki
Szeptanie modlitw, długie różańce
pogrzebów
Żegnanie wodą, dymem, mozolna
obecność.
Lecz potem także chodzenie na cmentarz
– do tych
Którzy żyją. Zapalanie ognia. Co roku
Coraz ich więcej i więcej też dzikiej
róży
Głogów, ostów, mniej gestów, lecz coraz
wyraźniej
Oko w oko z ciemnością. Już późno. Za
murami
W miejscu, gdzie była cerkiew zaczyna się wieczór.
A zatem zmierzch. Powolne odwiedzanie
nocy.
Kadisz nad grobem cadyka – tam, gdzie
dawno temu
Zrywaliśmy kwiaty lipy. Jeszcze tylko
długie
Szukanie naszego domu na Średniej – trudne
Po omacku. O tej porze nie ma nikogo
Kto by wskazał drogę. Jedynie mała
gwiazda.
Dom zawsze gdzie indziej.
Tłumaczenie na język włoski: Bożena
Zofia Kachel
L’andata
Fare un salto a Tyszowce
- in fretta, in vista
Sempre così, come se si
visitasse un piccolo
Regno di Tutti i Santi,
viaggiare per le feste
A Czestochowa, Grabarka, a
Gerusalemme:
In primo luogo Zamość, Tomaszów, il sapore del fumo, il fresco dell’acqua
un lungo ascolto di
vento, lingua della valle
Dopo soltanto il
sentiero della strada, il battere della pioggia sul tetto
La scrittura, che non
mente – si innalza la torre
E si sentono le campane
vecchie, cioè: un invito
allorquando sorge il
bagliore e lungo il sentiero corre la promessa.
Come di consueto in
questo periodo corvi ovunque
Bisogna affrettarsi.
Forse è soltanto questo:
il viaggio impaziente
verso la Città Santa,
Il Canto, l’entrata, le
porte lunghe, luminose
Le conversazioni con i
fattucchieri, il fuoco cupo della vodka
Il sussurrare le
preghiere, i rosari lunghi dei funerali
L’addio con l’acqua, con
il fumo, la presenza penosa.
Ma poi anche le visite
al cimitero – per quelli
che vivono. Accendere il
fuoco. Ogni anno
ve ne sono di più e
sempre di più anche delle rose selvatiche
dei biancospini, dei
cardi, meno dei gesti, ma sempre più chiaro
Occhi negli occhi con le
tenebre. Già è tardi. Dietro le mura
Nel luogo dove c'era una chiesa inizia la serata.
Dunque il crepuscolo. La
visita lenta della notte.
Kaddish sulla tomba del
giusto capo – là dove tanto tempo fa
Raccoglievamo i fiori di
tiglio. Ancora soltanto la lunga
ricerca della nostra
casa sulla Średnia - difficile
al buio. In questo
momento non c'è nessuno
Che avrebbe indicato la
strada. Solo una piccola stella.
La casa è sempre
altrove.