Autor: Wojciech Kudyba
Zwierzę poetyckie. Ropucha
Tamtego popołudnia w upalnym ogrodzie,
Za ogrodzeniem sadu, który w tle miał kościół,
Pod krzakiem malin, jakby zapowiadała
Co się z nami stanie: chropawa, w depresji
Z długim, giętkim językiem, manią prześladowczą,
Gotowa opluć,
Wielka, szara, naga.
Byliśmy
dziećmi, świat jeszcze był świętem
Nieśliśmy
ją w procesji, drogą wśród mchów i zawodzeń,Składaliśmy ostrożnie na ścieżce, podsuwaliśmy muchy,
Nie chciała jednak ofiar, wolno kicała przed siebie,
Samotnie unosząc swoją gorzką wiedzę
Na czterech łapach.
Nikt
nie przypuszczał,
Że
kiedyś jeszcze będzie mógł ją spotkaćW tym miejscu – tam gdzie tak chętnie lubiła się chować –
Z drugiej strony miasta,
Pod korzeniami traw, w rogu cmentarza.
Rospo
(Un animale poetico)
Quel pomeriggio, nel giardino torrido,
Dietro il recinto del frutteto sul cui sfondo c’era una
chiesa,Sotto il cespuglio di lamponi, come ad annunciare
Cosa ci stava per accadere: rozzo, in depressione,
Con la lingua lunga e sciolta, la mania di persecuzione,
Pronto a sparlare,
Grosso, grigio, nudo.
Eravamo bambini, quando il mondo era ancora una
festa
Lo portavamo in processione, lungo la strada tra muschio
e ululati, Lo posavamo delicatamente sul sentiero, gli porgevamo le mosche,
Nonostante non volesse vittime, lentamente ci saltellava davanti
Da solo inalberando il suo amaro sapere
A quattro zampe.
Nessuno prevedeva,
Che un giorno avrebbe potuto incontrarlo In quel luogo – là dove così volentieri amava nascondersi –
Dall’altra parte della città,
Sotto le radici dell’erba, in un angolo del cimitero.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz