Etna, Z mojej twórczości, Śladami moich przodków, Kontakt, Sprawy Polaków, Ciekawostki z Sycylii

sobota, 8 grudnia 2012

Szopka Bożonarodzeniowa

Jak w Katanii, mieście, które nigdy nie widziało śniegu, rodziny przygotowują się do Świąt Bożego Narodzenia?


Do tradycji w tym mieście należy robienie Szopek Bożonarodzeniowych we własnych domach. 
  


Moi sąsiedzi, państwo Lo Verde w tym roku wykonali szopkę jedną z największych w okolicy, a największą w ich domu od około 40 lat. W tej rodzinie montażem szopki zajmują się mężczyźni. Tegorocznym głównym konstruktorem był Nunzio, syn państwa Lo Verde. Pan Nunzio ma już 5 letni staż konstruktorski i wśród rodziny oraz znajomych uznawany jest za najlepszego i najbardziej pomysłowego montażystę.




Do konstrukcji szopki panowie Lo Verde użyli m.in.: listwy drewniane, kartony, styropian, tekturowe środki od papieru toaletowego, arkusze szarego papieru, opakowania po papierosach, pudełeczka po lekarstwach, piasek, materiały elektryczne, figurki ludzi i zwierząt.




Panowie Lo Verde montowali szopkę przez półtora miesiąca, od 28 października do 7 grudnia.


Foto: Bożena Zofia Kachel

czwartek, 15 listopada 2012

Spotkanie autorskie z Anną Tylusińską-Kowalską


O książce Anny Tylusińskiej-Kowalskiej pt. „Viaggiatori polacchi in Sicilia e Malta (tra Cinquecento e Ottocento)”.

23 października 2012 na Uniwersytecie w Katanii miało miejsce spotkanie poświęcone prezentacji książki pt. „Viaggiatori polacchi in Sicilia e Malta (tra Cinquecento e Ottocento)”. Było to spotkanie autorskie, w którym wystąpiła autorka prezentowanej książki, dr hab. Anna Tylusińska-Kowalska, profesor literatury włoskiej w Instytucie Kulturologii i Lingwistyki Antropocentrycznej Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Stowarzyszenia Kulturalnego „Dagome” w Katanii. Książka Viaggiatori polacchi in Sicilia e Malta została wydana we Włoszech przez wydawnictwo „Lussografica”, Caltanisetta – Sicilia,  w kwietniu 2012 r. w ramach projektu współfinansowanego przez Uniwersytet Warszawski (Wydział Lingwistyki Stosowanej). Recenzje książki poza samą autorką wygłosili: prof. literatury włoskiej, Antonio Di Grado (prowadzący prezentację), prof. socjologii, Grzegorz Kaczyński, przewodniczący Stowarzyszenia Kulturalnego „Dagome” w Katanii i prof. literatury włoskiej, Andrea Manganaro, wszyscy trzej wykładowcy Uniwersytetu w Katanii.  

Foto: Bożena Zofia Kachel
Na zdjęciu od lewej: prof. Antonio Di Grado, prof. Andrea Manganaro, dr hab. Anna Tylusińska-Kowalska 

Autorka pisząc tę książkę (od 2004 r.) podąża śladami nowego trendu podróżniczego, śledząc szlaki znanych postaci, wśród których należy przytoczyć: Juliana Ursyna Niemcewicza, Stanisława Poniatowskiego, Michała Wiszniewskiego i Adolfa Smorczewskiego.

Viaggiatori polacchi in Sicilia e Malta to unikalna opowieść, źródło dokumentujące obecność Polaków na Sycylii i Malcie w okresie od XVI do XIX wieku, do tej pory pomijaną przez naukowców, zachęcająca do zwiedzania tak magicznych miejsc. Ta obszerna publikacja ilustruje oryginalne i odkrywcze spojrzenia polskich podróżników intelektualistów, pisarzy i artystów na klimat, naturę i środowisko oraz odmienność codziennego życia owych lat. W celu zebrania materiałów autorka odbyła wiele podróży na Sycylię i Maltę, które jej zdaniem pozostawiają wyjątkowe doświadczenia, godne przekazania obecnym i następnym pokoleniom.

Oryginalność tej książki stanowi również jej strona lingwistyczna. Została ona napisana w j. włoskim i tym samym, jest skierowana do czytelników ze znajomością tego języka, a w szczególności do Włochów. Pozwala im w łatwy i przyjemny sposób wzbogacić swoją wiedzę o odczucia turysty cudzoziemca, jego poglądy na społeczeństwo i kulturę na wyspach oraz reakcję na wizytę „obcego”, czytając w ojczystym języku. Z powodzeniem można potraktować tę książkę, jako lekturę, która przenosi nas w odległe zakątki i kultury.

Prof. A. Di Grado w swoim wystąpieniu zaakcentował brawurę dr Anny Tylusińskiej-Kowalskiej i określił książkę, jako wartościowe źródło wiedzy nie tylko o podróżach Polaków na Sycylię i Maltę, ale jako źródło o rodzących się związkach między Polską a Włochami.

Prof. G. Kaczyński wystąpił w roli krytyka. Zdaniem Profesora każdy czytelnik ma inne spojrzenie na czytaną książkę. Podkreślił on także istotę struktury książki i związek między autorem, tekstem i kontekstem oraz skomentował ją, jako tekst zawierający unikalne dokumenty, będące źródłem historii, emigracji i poznawania nowych zakątków świata.

Dla prof. A. Manganaro Viaggiatori polacchi in Sicilia e Malta jest cenną i przydatną lekturą, gdyż oprócz opowieści o Sycylii i Malcie znajdziemy w niej historię Polski. Podsumowując swoją recenzję Profesor wyraził uznanie dla dr Anny Tylusińskiej-Kowalskiej za poświęcenie i wkład pracy, jaki poniosła tworząc to unikatowe dzieło.

Po krótkiej prezentacji swojej książki dr hab. A. Tylusińska-Kowalska dodała, że Sycylia była dla niej odkryciem, które chce kontynuować i pogłębić, skupiając się na latach siedemdziesiątych minionego stulecia, o czym świadczą wypowiedziane przez nią słowa:

     è stata una scoperta

     Io vorrei, infatti, continuare perché già ho fatto una piccola ricerca sui viaggiatori polacchi negli anni settanta del Novecento, anch’io sono un piccolo viaggiatore, sono stata nel 1974 due giorni a Palermo.

Na spotkanie oprócz studentów i profesorów uniwersytetu w Katanii przybyli licznie nasi rodacy ze stowarzyszeń: Dagome i Amici dell’Europa.



sobota, 20 października 2012

Wojciech Kudyba „Rospo (Un animale poetico)”

Wiersz ten ukazał się w książce "Tyszowce i inne miasta" Wojciecha Kudyby wydanej w Sopocie w 2005 r. na str. 26.
 
Autor: Wojciech Kudyba

Zwierzę poetyckie. Ropucha

Tamtego popołudnia w upalnym ogrodzie,
Za ogrodzeniem sadu, który w tle miał kościół,
Pod krzakiem malin, jakby zapowiadała
Co się z nami stanie: chropawa, w depresji
Z długim, giętkim językiem, manią prześladowczą,
Gotowa opluć,
Wielka, szara, naga.

Byliśmy dziećmi, świat jeszcze był świętem
Nieśliśmy ją w procesji, drogą wśród mchów i zawodzeń,
Składaliśmy ostrożnie na ścieżce, podsuwaliśmy muchy,
Nie chciała jednak ofiar, wolno kicała przed siebie,
Samotnie unosząc swoją gorzką wiedzę
Na czterech łapach.

Nikt nie przypuszczał,
Że kiedyś jeszcze będzie mógł ją spotkać
W tym miejscu – tam gdzie tak chętnie lubiła się chować –
Z drugiej strony miasta,
Pod korzeniami traw, w rogu cmentarza.


Tłumaczenie na język włoski: Bożena Zofia Kachel
 
Rospo (Un animale poetico)

Quel pomeriggio, nel giardino torrido,
Dietro il recinto del frutteto sul cui sfondo c’era una chiesa,
Sotto il cespuglio di lamponi, come ad annunciare
Cosa ci stava per accadere: rozzo, in depressione,  
Con la lingua lunga e sciolta, la mania di persecuzione,
Pronto a sparlare, 
Grosso, grigio, nudo.   

Eravamo bambini, quando il mondo era ancora una festa  
Lo portavamo in processione, lungo la strada tra muschio e ululati,   
Lo posavamo delicatamente sul sentiero, gli porgevamo le mosche,  
Nonostante non volesse vittime, lentamente ci saltellava davanti
Da solo inalberando il suo amaro sapere
A quattro zampe.

Nessuno prevedeva, 
Che un giorno avrebbe potuto incontrarlo
In quel luogo – là dove così volentieri amava nascondersi –
Dall’altra parte della città,
Sotto le radici dell’erba, in un angolo del cimitero. 

niedziela, 14 października 2012

Spotkanie

W drugą rocznicę śmierci Annie Jurasz, która dla wielu z nas była koleżanką, aktywnym członkiem Zarządu Związku Polaków we Włoszech oraz znaną dziennikarką i redaktor naczelną Biuletynu Informacyjnego „Polonia Włoska”, dedykuję ten wiersz.

Spotkanie

Aniu,
znałyśmy się tylko przez telefon i z fotografii.
Tej, której nigdy mi nie dałaś.
Słuchając twego głosu cieszyłam się
i marzyłam –
z pewnością kiedyś się spotkamy – koleżanko, Polko…

Aniu,
jeden cel nam przyświecał,
choć kilometry nas dzieliły.
Los zrządził jednak inaczej…
Moje marzenia! – nie spełniły się.

Zbyt wcześnie odeszłaś i to już na zawsze.
Lecz…
Kto wie?
Może w innym życiu spotkamy się?...

piątek, 5 października 2012

Wywiad z polskim poetą

A w nim o Wisławie Szymborskiej i innych pisarzach.

Z Wojciechem Kudybą rozmawia Bożena Zofia Kachel

Na zdjęciu: Wojciech Kudyba
Fot. Bożena Zofia Kachel

Wojciech Kudyba (ur. 1965 r. w Tomaszowie Lubelskim), profesor nadzwyczajny w Katedrze Literatury Współczesnej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i wykładowca Studium Literacko-Artystycznego UJ, poeta, eseista, krytyk i historyk literatury, członek krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Warszawskiego Gremium Partnerskiego KAAD, a także współpracownik Komisji Języka Religijnego PAN. Jest laureatem konkursów poetyckich (m.in. R.M. Rilkego w Sopocie i K.I. Gałczyńskiego w Praniu) oraz nagrody Fundacji im. J.S. Pasierba (2005, 2007). Ostatnia jego publikacja to Wiersze wobec Innego, Sopot 2012.
Szanowny Panie Wojciechu, z ogromną satysfakcją wspominam ubiegłoroczny Festiwal Poezji w Kutnie i okazję poznania wielu polskich poetów, a wśród nich Pana. Znalezienie się w gronie twórców współczesnej literatury polskiej, jeszcze bardziej niż do tej pory, rozbudziło we mnie zamiłowanie do pisania oraz chęć utrzymywania żywego kontaktu z polskim środowiskiem literackim. Wciąż staram się być aktywna literacko, pisze wiersze, opowiadania, artykuły itp. I jest mi bardzo miło, że (dosłownie w 1. rocznicę naszego przypadkowego poznania się) mieliśmy okazję spotkać się znowu, by móc porozmawiać o naszych wspólnych zamiłowaniach poetyckich i polskich pisarzach.

Wiem, że w języku włoskim opisał Pan swoje spotkanie ze zmarłą w tym roku polską poetką uhonorowaną literacką Nagrodą Nobla, Wisławą Szymborską. Czy było to jedyne spotkanie Pana z Noblistką, czy jedno z wielu? Mógłby Pan łaskawie przytoczyć swoje najmilsze wspomnienie ze spotkania z Wisławą Szymborską oraz to, czym jako poetka zafascynowała Pana najbardziej?

Takich spotkań się nie zapomina. Nie było ich zresztą zbyt wiele, najbardziej pamiętam pierwsze. W 1992 r. poetka mieszkała jeszcze w szarym bloku z widokiem na zaniedbane podwórko, ja byłem zaraz po studiach, skorzystałem z okazji, że moja dyrektorka była przyjaciółką poetki i wzięła mnie ze sobą. Na ósme piętro jechało się skrzypiącą windą. Usiedliśmy w pokoju gościnnym, przy małym stoliku, na którym stała już kawa. Po prawej stronie, pod ścianą było duże biurko, na którym leżała szyba. Pod szybę ktoś powtykał małe skrawki papieru, zapisane drobnym, nierównym pismem. Najbardziej prywatna przestrzeń pisarza – jego notatki, zapiski, z których rodzą się wiersze. Tak pomyślałem. Kiedy poetka wyszła na chwilę do kuchni, kilka z nich udało mi się odczytać. „Marmoladowy giermek”, „Paź złotopłowy”, „Blada księżniczka”, „Ciężki król”. Wstałem od stołu z uczuciem konsternacji. Wspomnienia z dzieciństwa? Spis bohaterów baśni? Nasza rozmowa zaczęła się właśnie od tego - od objaśnienia świata pod szkłem. „Wie Pan, bezdomne koty nie mają imion, a ja muszę je jakoś zawołać, zanim dam im jeść. Przychodzi ich coraz więcej, są bardzo różne. Boję się, że o którymś zapomnę. Dlatego zapisuję. Muszą się jakoś nazywać.” To właśnie mnie w poetce zafascynowało najbardziej – troska o codzienne sprawy, o zaniedbane koty i mnóstwo innych rzeczy, na które nie zwracamy uwagi. „Czy jest Pan poetą? – zapytała Wisława Szymborska. „Tak” - odpowiedziałem. Wyjęła wtedy spod łóżka tom Ludzie na moście i napisała dedykację „Panu Wojciechowi Kudybie (Poeta!) – bardzo serdecznie – Wisława Szymborska”. A na koniec powiedziała. „Jeśli jest Pan poetą, to z czasem zrozumie Pan, jak ważne jest to, co inne”.

Na łamach prasy można spotkać określenie dotyczące W. Szymborskiej – „…to Poetka od „rzeczy nieważnych, które są ważne”.” Czy Pan podziela takie zdanie o Poetce?

To trafna formuła. Julian Przyboś powiedział kiedyś o swej młodszej koleżance, że w swoich wierszach jest krótkowidzem: dostrzega przede wszystkim to, co znajduje się najbliżej. Kiedy przyjrzymy się obrazom, jakie pojawiają się w poezji Wisławy Szymborskiej, to prędzej czy później sami dojdziemy do podobnych wniosków. Poetka prawie nigdy nie stara się przedstawiać czegoś, co znajduje się w oddali, najczęściej opisuje drobne przedmioty, małe zwierzęta  - jednym słowem: to co widzi się z bliska. Bliskość ta ma zresztą także inny wymiar – emocjonalny. Szymborska jest poetką codzienności – poetką zwykłych spraw i zdarzeń. Dochodzimy w ten sposób do paradoksu, który Pani przywołała. Z punktu widzenia kogoś obcego, niewrażliwego przedmioty, którymi wypełniamy nasz pokój, nie mają zbyt wielkiego znaczenia, a sprawy, które się w nim dzieją są tak małe, że nie warto na nie zwracać uwagi. Dla nas jednak to są rzeczy absolutnie najważniejsze i sprawy o podstawowym znaczeniu, bo właśnie z nich składa się nasze życie – innego na razie nie mamy.

Niektóre utwory W. Szymborskiej są bardzo ironiczne. Czy wg Pana „ironia” była towarzyszką Jej życia?

W Europie Zachodniej opisuje się współczesną polską poezję jako dość spójny nurt „ironicznych moralistów”. Oprócz Szymborskiej umieszcza się w nim Różewicza, Herberta, Miłosza. Myślę, że słusznie. U nich wszystkich ironia jest sposobem budowania dystansu, formą ocalania własnej suwerenności. Każdy z tych poetów rozumie ją jednak trochę inaczej. Myślę, że u Szymborskiej chodzi o obronę tego, co zwyczajne, pojedyncze, prywatne. Jej postawa nie jest sarkastyczna, zjadliwa, lecz raczej łagodna, nieustannie towarzyszy jej rodzaj ciepłego uśmiechu nad głupotą wielkich ideologii… Mam wrażenie, że poetka wykreowała w swej twórczości specjalny typ bohatera – jest to ktoś zwykły, przeciętny. Ale to właśnie on jest u niej mądrzejszy niż filozofowie, ideolodzy, politycy. To trochę tak, jakby poetka mówiła: „mądrość jest w twoim domu, nie pozwól, by inni narzucili Ci swój sposób myślenia”.

W. Szymborska nie znosiła „patosu”. A Pan, jak Pan odnosi się do patosu? Czy wiersze trzeba czytać „na kolanach”?

Nie, na pewno nie. Poetka nie znosiła „postawy uniżonej” wobec wiersza i wobec siebie. Dlatego tak często żartowała zarówno ze świata, jak i własnej poezji i samej siebie. Uważała, że patos jest wyrazem pychy. Według niej patosem posługują się przede wszystkim politycy, różni „zbawiacze”, którzy mają gotową receptę na uszczęśliwienie ludzkości, pod warunkiem, że oddamy im władzę nad naszym życiem. A potem wychodzą z tego same nieszczęścia. W tym sensie patos zawsze budził w niej niepokój – czy przypadkiem nie kryje się za nim jakaś obietnica fałszywego raju. Przyznam, że mój stosunek do patosu jest bardziej złożony. Nie byłem zarażony socrealizmem, słabo pamiętam okres komunizmu w Polsce. Jestem uwikłany we współczesną polszczyznę, w której panuje moda na prostactwo i wulgarność. Jest we mnie silny bunt przeciwko tym tendencjom. Uważam, że źle by się stało, gdyby zepchnięto język Kochanowskiego i Mickiewicza do rynsztoka. Bliska mi jest estetyka groteski, która potrafi łączyć śmiech i strach, powagę i humor, patos i zwyczajność.

Wisława Szymborska wielokrotnie odwiedziła Włochy. Pan też. Proszę mi opowiedzieć, co skłoniło Pana do tych wyjazdów? W jakich miejscowościach Pan przebywał oraz czy Pana poezja była już tłumaczona na język włoski?

Włochy to dla mnie kraj szczególny. Pierwszy mój wyjazd zagraniczny to była właśnie podróż do Włoch w grudniu 1986r. Wyjechaliśmy z chórem akademickim KUL w tournée artystyczne. Śpiewaliśmy w Rzymie i mieliśmy dużo koncertów na Sycylii. Nowy Rok spędzaliśmy na promie z Messyny do Reggio. Wszystko dokładnie pamiętam, bo właśnie wtedy oświadczyłem się mojej żonie… W moich podróżach do Włoch od początku splatały się trzy wątki i tak zostało do dziś – wątek osobisty, wątek przeżywania głębokiego kontaktu z kulturą i wątek kontaktu z naturą. Tak jakoś się stało, że w podróży poślubnej byliśmy właśnie we Włoszech, ale chyba dość nietypowo. Najpierw przez tydzień wspinaliśmy się w Dolomitach, a potem tydzień włóczyliśmy się po Wenecji. I tak w naszym podróżowaniu już zostało: nieźle poznaliśmy włoski Tyrol, ale także całkiem spory kawałek, Toskanii i Umbrii oraz Rzym. W tym roku miałem wykłady w Genui, więc dorzuciliśmy jeszcze Ligurię. Sporo jeszcze przed nami, jesteśmy zakochani w Italii. Italia jest częścią naszej miłości. Na razie nie przełożyło się to na sukcesy literackie w tym kraju, nie miałem do tej pory tłumaczeń, ale nie przestaję wierzyć, że jeszcze kiedyś się to zmieni…

niedziela, 19 sierpnia 2012

Pilotowanie wycieczek

Od morza do morza – zewsząd, gdzie budzi Was zorza
– przez góry i rzeki ruszajcie w świat daleki!



Osobom ambitnym i ciekawym świata pomogę dotrzeć do najbardziej interesujących miejsc.







Oto moje uprawnienia zawodowe:
• Uprawnienia pilota wycieczek (leg. nr. 7411)
• Ukończony kurs dla pilotów wycieczek.


Usługi pilotażu:
małe i duże grupy (grupy szkolne, incentive tours itp.)
• turyści indywidualni (VIP)
• pielgrzymki
• standardowe i tematyczne trasy turystyczne.




Znajomość języków - biegła:      
włoski.



Inne uprawnienia:

tłumacz: języka włoskiego, polskiego i rosyjskiego.

 





Fot. Bożena Zofia Kachel 


Zobacz też blog: 

niedziela, 20 maja 2012

O emigracji naszych rodaków…

Przez emigrację w tym tekście należy rozumieć wyjazd z kraju w celach zarobkowych, gdyż o tego typu emigracji będzie mowa. A właściwie o tym, co myślą o emigracji naszych rodaków Polacy mieszkający w kraju? Polacy, którzy sami nie zdecydowali się na taki krok. Dlaczego? Dowiemy się o tym na podstawie rozmów z niektórymi moimi rozmówcami.

Część I

Na podstawie rozmowy z panią Anną.

Podróżując po kraju miałam okazję przebywać w małych i dużych miejscowościach, gdzie ze zwykłej ciekawości nawiązywałam rozmowy z miejscową ludnością na temat emigracji. Wiele osób bardzo chętnie podtrzymywało nasze konwersacje, uświadamiając mnie o tym, że w każdym polskim środowisku mówi się dużo i często o emigracji. Szczerze mówiąc to mnie wcale nie zaskoczyło. Faktycznie w kraju wiele dyskutuje się o emigracji i o jej efektach. Im bardziej środowisko odczuwa brak miejsc do pracy, tym bardziej frapuje je dyskusja na temat emigracji. Wówczas w opinii społeczeństwa wyłaniają się w większości jej pozytywne strony. Wśród nich należy wyszczególnić możliwość przetrwania kryzysu oraz szybkiego podniesienia własnej stopy życiowej. Wiele osób zdobyło się na ten krok i wyjechało z kraju, wcale tego nie żałując. Tak mówią o nich członkowie ich rodzin oraz znajomi.   

Odwołując się natomiast do statystyk możemy powiedzieć, że liczna część społeczeństwa polskiego nie popiera emigracji. Wręcz przeciwnie, silnie ją krytykuje i z zażenowaniem wypowiada się o jej przyczynach. Taki punkt widzenia mają na ogół osoby, które w najbliższej rodzinie nie doświadczyły choćby czasowej emigracji, bądź z jej przyczyny doznały tragedii rodzinnej.

Pani Anna, mieszkanka Długosiodła, gminnej miejscowości, liczącej około 1350 mieszkańców, podzieliła się ze mną swoimi odczuciami. Z najbliższej rodziny pani Anny nikt nie przebywał i nie przebywa w celu zarobkowym poza granicami naszego kraju. Pani Anna jest mężatką i matką (dwojga dzieci), prowadzi własną działalność gospodarczą, zakład fryzjerski. Zatrudnia jednego pracownika. W zawodzie fryzjerskim pracuje ponad 20-ścia lat. Jest rodowitą Polką dumną z tego, że mieszka w Polsce. Nie narzeka też, że mieszka w małej miejscowości. Wiemy, iż w małych miejscowościach istnieją znikome szanse podjęcia pracy w miejscu zamieszkania oraz to, że małe środowiska często niekorzystnie wpływają na rozwój umiejętności profesjonalnych. W przypadku pani Anny wcale tak nie było i nie jest. Otóż, pani Anna należy do osób odważnych, wytrwałych i przede wszystkim bardzo pracowitych. Nie bała się zainwestować we własną działalność. Choć przyznała, że wielokrotnie wyjazd za granicę kusił ją bardzo, ale za każdym razem w tej kwestii przemówił rozsądek.

Dlaczego pani Anna nie poddała się emocjom? Dlaczego nie wyjechała jak wielu innych? Otóż pani Anna patrząc na emigrację ze wszystkich możliwych stron widzi w niej więcej złego niż dobrego. Po pierwsze, przypuszcza, że ze względu na ogólnie duże bezrobocie na świecie, start na rynku pracy w wyuczonym zawodzie w jakimkolwiek kraju z pewnością jest o wiele trudniejszy niż w kraju rodzinnym. Tym samym sądzi, że rozwój kwalifikacji zawodowych zostaje niejednokrotnie tłumiony, wręcz niemożliwy. Wiele słyszy się o tym, że często z konieczności nasi rodacy za granicą podejmują pracę służebną, jako pomoc domowa, opiekunowie dzieci czy osób starszych. I choć według pani Anny żadna uczciwa praca nie znieważa godności człowieka, to taką możliwość uważa za żenującą. Nie wyobraża sobie takiego własnego startu za granicą, dlatego nie poddała się pokusom wyjazdu.

Po drugie, o wyjazdach młodych fachowców z kraju mówi, jako o olbrzymim elemencie wpływającym negatywnie na ogólny rozwój Polski. Z przykrością dodaje, że w ostatniej dziesięciolatce nasz kraj został dotknięty właśnie tym fenomenem. Rozpoczął się on wówczas, kiedy to młodzi specjaliści masowo wyruszyli za pracą do krajów UE. Pani Anna uważa, że nasi młodzi dobrzy fachowcy mają duże szansę zrealizowania się w kraju. Sama jest tego przykładem. A ona zaczynała w czasach o wiele trudniejszych. Ogólnie było trudniej pod każdym względem i na każdym kroku. W tamtych czasach trudno było rozwinąć własną działalność, ale jeszcze trudniej było wyjechać do krajów zachodnich. I tak pani Anna postanowiła wypróbować swoje predyspozycje zawodowe na terytorium naszego kraju, otwierając własny zakład. Dziś jest w stanie powiedzieć, że jej się powiodło i że nie żałuje swojej decyzji.  
  
 Na zdjęciu: Pani Anna
Fot. Bożena Zofia Kachel

 A po trzecie, pani Anna sądzi, że wyjazdy za granicę na długi okres czasu źle wpływają na stosunki rodzinne. Nie widzi się w roli żony z mężem przebywającym poza krajem. A jako żona i matka nie wyobraża sobie życia z dala od domu. Jest szczęśliwa, że pracuje właściwie w domu. Część budynku mieszkalnego zaadoptowała na zakład. Przez to nie traci czasu na dojazdy do pracy i ma możliwość nadzoru nad niepełnoletnimi dziećmi. Ponadto w jej przekonaniu dobre wychowanie dzieci powinno opierać się na wzorcowej pracy rodziców. Dzieci powinny mieć jak najwięcej możliwości obserwowania pracy rodziców i okazji do wdrażania się do drobnych prac. Daje to pozytywny efekt kształtowania odpowiedzialności, sumienności oraz szacunku do często zmęczonych rodziców. Dlatego też pani Anna nie wyobraża sobie wychowywania dzieci z dala od ojca, a jeszcze bardziej z dala od matki. Miłość rodzicielską uważa za najcenniejszy dar życia. Jej zdaniem rodziny nie powinny rozdzielać się na długo, żeby nie tracić tego cennego daru. Natomiast na pytanie, co mogą odczuwać matki wyjeżdżające za granicę i pozostawiające nawet maleńkie dzieci, pani Anna nic nie odpowiedziała. Dodała tylko po chwili, że nikomu nie życzy doświadczać takich uczuć.

Korzystając z okazji nadchodzącego Dnia Matki, razem z panią Anną pragniemy życzyć wszystkim Matkom, żeby jak najdłużej miały swoje Pociechy przy sobie, a potem, żeby one nie zapominały o swoich Matkach. Jeszcze jedno, żeby słowo emigracja na zawsze pozostawało tylko tematem do dyskusji i nigdy nie przeradzało się w konieczne realia. 

sobota, 5 maja 2012

Język polski w oczach Włochów, cz. III

W tej części mamy przykład młodej Włoszki zainteresowanej językiem polskim i kulturą naszego kraju. Pani Manuela uczy się języka polskiego, korzystając z prywatnych lekcji.  

Trzecia moja rozmówczyni to magister filozofii i jednocześnie studentka teologii, 25-letnia mieszkanka Katanii, Manuela Finocchiaro. Od ponad roku pani magister uczy się języka polskiego. Trudno jej określić, jak i dlaczego podjęła tę decyzję. Pamięta tylko, że jednego dnia rozmawiała z koleżanką z teologii, a następnego dnia w punkcie kserokopii przeczytała ogłoszenie: „udziela się prywatnych lekcji języka polskiego”. I tak bez dłuższego zastanawiania się postanowiła spróbować nowego eksperymentu. W jej przypadku to normalne. Tak reaguje we wszystkich nowych kwestiach. Nie mierzy ani czasu straconego, ani ryzyka. Stawia przed sobą cel i dąży do niego. Pani filozof swoją decyzję podsumowała filozoficzną myślą „każde nowe doświadczenie dokądś prowadzi”.

Wcześniej Pani Manuela uczyła się języka rosyjskiego, choć nie był on obowiązkowym przedmiotem jej studiów. Podjęcie nauki nie sprawiło jej żadnych trudności. Na uniwersytecie w Katanii istnieje katedra języka i literatury rosyjskiej, która poza obowiązkową formą nauczania, prowadzi formę fakultatywną. Z tej formy skorzystała moja rozmówczyni, uczęszczając na zorganizowany kurs języka rosyjskiego objęty ogólnym programem studiów.

W przypadku języka polskiego sytuacja wygląda inaczej. Uniwersytet w Katanii nie prowadzi nauczania języka polskiego. W związku z powyższym dla zainteresowanych studiowaniem naszego języka pozostają 2 możliwości: studiowanie, jako autodydakta lub uczęszczanie na lekcje prywatne. Pani Manuela, mimo że wówczas posiadała minimalne możliwości ekonomiczne, wybrała lekcje prywatne. Bezzwłocznie umówiła się z jej przyszłą nauczycielką, pod której okiem, krok po kroku, rozpoczęła naukę. Na początku 1 godzinę tygodniowo. Jednak z lekcji na lekcję wzrasta jej zainteresowanie językiem polskim, a z nim chęć do kontynuowania nauki. Pani magister pragnie dojść do poziomu efektywnego komunikowania się. Realizację tego widzi poprzez osiągnięcie umiejętności skutecznego porozumiewania się, z zastosowaniem właściwych form lingwistycznych.  

Na zdjęciu: Manuela Finocchiaro
Fot. Bożena Zofia Kachel

Z czasem chciałaby odwiedzić Polskę. Nigdy jeszcze nie była w naszym kraju. Sądzi, że wkrótce powinna zrealizować to swoje marzenie. Bardzo zależy jej na nawiązywaniu kontaktów, pozwalających na rozszerzanie związków kulturalnych i coraz głębszym uświadamianiu sobie różnic interkulturowych. Pierwszą taką okazję miała 21 kwietnia 2012 roku.

Z dumą podzieliła się wrażeniami ze spotkania o charakterze literackim mającego miejsce w księgarni Cavallotto w Katanii, na którym poznała wiele osób pochodzących z Polski. Spotkanie było poświęcone pamięci polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla, niedawno zmarłej, Wisławie Szymborskiej. W tym spotkaniu pani Manuela odegrała ważną dla niej rolę, czytała 3 wiersze Wisławy Szymborskiej we włoskim tłumaczeniu. Doświadczenie to przeniosło ją na arenę międzynarodową i stało się dla niej ważnym elementem kształcenia interkulturalnego.

Na zdjęciu: Manuela Finocchiaro
Fot. z prywatnego archiwum Manueli Finocchiaro

Pani magister uważa, że włoskie społeczeństwo powinno patrzeć z wielkim zainteresowaniem na takie państwo, jak Polska, gdyż posiada ono dobra kulturalne i bogactwa naturalne, kiedyś Włochom nieznane. Ponadto twierdzi, że kraje UE powinny zbliżać się do siebie poprzez wzajemne poznawanie się. I dlatego obowiązkiem każdego obywatela powinno być pielęgnowanie i rozwijanie własnej koncepcji interkulturowej. A mówienie w języku, który do niedawna uznawany był za język mniej ważny, dziś powinno być widziane, jako wyróżnienie, jako pomost w kierunku innej kultury.

wtorek, 1 maja 2012

Wisławie Szymborskiej…

        Polacy i Włosi w Katanii uczcili pamięć polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1996 roku, niedawno zmarłej, Wisławy Szymborskiej, spotkaniem o charakterze literackim. To spotkanie składało się z trzech części: wspomnień o pobycie Poetki w 2008 roku w Katanii, lektury jej utworów oraz obejrzeniu fragmentów filmu dokumentalnego autorstwa Katarzyny Kolendy-Zaleskiej pt. „Chwilami życie bywa znośne…” i było prowadzone (przeze mnie) w języku włoskim. Poezje czytano w języku polskim i w języku włoskim.

Fot. Bożena Zofia Kachel (2008)
21 kwietnia 2012 roku w księgarni Cavallotto odbyło się spotkanie o charakterze literackim przygotowane z inicjatywy Stowarzyszenia Kulturalnego „Amici dell’Europa” i Bożeny Kachel (we własnej osobie) członka Stowarzyszenia Kulturalnego „Dagome” przy współpracy z ww. księgarnią.

Fot. z prywatnego archiwum Bożeny Zofii Kachel

Pani Cavallotto, witając zgromadzonych, wyraziła ogromne zadowolenie z pomysłu tego spotkania i skierowała podziękowanie pod adresem, Kazimiery Wojnickiej Pappalardo, prezesa Stowarzyszenia Kulturalnego „Amici dell’Europa”. Dodała też, że w 2008 roku miała zaszczyt poznać Wisławę Szymborską. Ta wybitna poetka w pamięci pani Cavallotto pozostawiła obraz osoby energicznej i bardzo skromnej. Pani Kazimiera Wojnicka Pappalardo wyraziła zaś głębokie podziękowanie dla Instytutu Polskiego w Rzymie za udostępnienie filmu dokumentalnego poświęconego Noblistce. 

 
Fot. z prywatnego archiwum Bożeny Zofii Kachel
Studentka Uniwersytetu w Katanii, Lorenza Ramazzo, przybliżyła zgromadzonym postać Wisławy Szymborskiej, przedstawiając w języku włoskim jej biografię. Zaakcentowała wymowę twórczości Poetki i to, że Szymborska została zaliczona do największych poetów XX wieku. Podkreśliła, że Poetka za swoją twórczość otrzymała wiele nagród, w tym najbardziej prestiżową Nagrodę Nobla. Utwory Noblistki są znane na forum literatury światowej i zostały przetłumaczone na 42 języki.
Następnie ja (Bożena Kachel) opowiedziałam o pobycie Poetki w 2008 roku w Katanii, o rozmowie z Noblistką i o obiedzie zorganizowanym przez Konsulat Generalny RP w Katanii, na którym Wisława Szymborska była honorowym gościem.
7 kwietnia w Pałacu Biscari zainaugurowano piątą edycję Międzynarodowego Festiwalu Poezji wieczorem poświęconym w całości Wisławie Szymborskiej. Festiwal był zorganizowany przez Biaggio Guerrerę, Angelo Scandurrę i Giovanniego Miraglię (obecnego na tym spotkaniu) przy współpracy Instytutu Polskiego w Rzymie, Konsulatu Generalnego RP w Katanii, Associazione Musicale Etnea, Stowarzyszenia Leggerete oraz wydawnictw Scheiwiller i Adelphi. W inauguracji Festiwalu uczestniczyli także konsul Gerard Pokruszyński, dyrektor Instytutu Polskiego, Jarosław Mikołajewski oraz wielu innych…  
Ja w tym czasie pracowałam w charakterze referenta w urzędzie konsularnym. Dwa dni wcześniej, tj. 5 kwietnia Poetka była honorowym gościem na obiedzie zorganizowanym przez nasz urząd. Właśnie wtedy miałam zaszczyt poznać Wisławę Szymborską i porozmawiać z nią osobiście. Różne pamiątki pozostały mi z tamtych dni, wśród nich książki z dedykacją i zdjęcia.

Fot. z prywatnego archiwum Bożeny Zofii Kachel (2008)
Niektóre zdjęcia zostały zaprezentowane podczas spotkania. W trakcie prezentacji słuchano lektury wiersza Metafizyka w wykonaniu samej Poetki, a następnie przeczytanego po włosku przez Lorenzę.
Główną częścią spotkania o charakterze literackim była lektura poezji. Poprzedzona (przeze mnie) recytacją wiersza Nic dwa razy, zaliczanego do najpopularniejszych utworów Wisławy Szymborskiej, będącego lirykiem o uniwersalnym przesłaniu o podtekście filozoficzno-intelektualnym, dającym zrozumienie istnienia ludzkiego na tej ziemi i to, że los człowieka jest niepowtarzalny. Manuela Finocchiaro przeczytała go po włosku. Razem z Manuelą przeczytałyśmy jeszcze Uśmiechy i Podziękowanie. Ewa Świderek i Lorenza przeczytały Pierwszą fotografię Hitlera. Wiersz ten jest następnym bardzo wymownym utworem. Wprowadza nas do głębokich refleksji, podkreślając, iż z każdego dziecka może wyrosnąć dobry lub zły człowiek. Pan Giovanni Miraglia przeczytał Scrivere il curriculum i przy tej okazji podzielił się z publicznością także swoimi wspomnieniami z pobytu w 2008 roku Wisławy Szymborskiej na Sycylii. Dla pana Miraglii była to również okazja do poznania zmarłego pod koniec listopada 2011 roku, Pietro Marchesaniego, tłumacza na język włoski utworów Noblistki. Z dumą podkreślił, że czytając po włosku wiersze Szymborskiej, czytamy Marchesaniego. Nulla in regalo przeczytała Rosanna Iudica, a Un incontro inatteso i La Cipolla – Kazimiera Wojnicka Pappalardo. Il gatto nell’appartamento vuoto przeczytała Wiola Scrimali, a Ewa Świderek z Giulią La Manną – Wszystko. Ewa Niewadzi Schirò z Giulią przeczytała Epitafium. Na zakończenie Ewa Świderek przeczytała, tylko po włosku, Figli dell’epoca.

Fot. z archiwum księgarni Cavallotto
Po lekturze odbyła się projekcja filmu dokumentalnego (w skróconej wersji) autorstwa Katarzyny Kolendy-Zaleskiej pt. „Chwilami życie bywa znośne”. W filmie tym przedstawiono m.in. epizody z podróży Poetki po Sycylii. Poza sceną z wieczoru w Pałacu Biscari, gdzie Konsul, Gerard Pokruszyński składał podziękowania Wisławie Szymborskiej, jeszcze dwie sceny zasługują na uwagę. Pierwsza, jak Poetka przy drogowskazie Corleone czyta wersy „W miejscowości Corleone można dostać cios w przeponę…”, gdzie niepowtarzalny klimat sycylijskiego środowiska miał inspirujący wpływ na powstanie tych wersów. Druga zaś, jak odwiedziła Pescherię (rynek rybny), wyrażając tym swoją skromność.

Fot. z archiwum księgarni Cavallotto
Prezentację filmu zakończono zaproszeniem do otwartej dyskusji, po której szczególne podziękowanie za wkład pracy w organizację spotkania zostały skierowane do Rodziny Cavallotto, pani Kazimiery Wojnickiej Pappalardo, Ewy Świderek, Ewy Niewadzi Schirò, Bożeny Kachel (we własnej osobie) oraz podziękowano publiczności za tak liczne przybycie.